piątek, 16 grudnia 2011

Na dywanie zielonym
układam marzenia.
Na dywanie pachnącym
je suszę.
One ciągle się kurczą
wysychając powoli.
Zabierają ze sobą
mą duszę.

niedziela, 27 listopada 2011

Wiesz? herbata była pyszna...
lekko doprawiona hashem
posłodzona heroiną
ciut napakowana kwasem

Nie podawaj mi wtaraków
chcę to poczuć całą sobą
wiesz kochanie już w tym jestem
za daleko i zbyt długo

Coś pikawa mi nawala...
to po kwiecie jednej nocy
krew mi w żyłach się skawala
złotym strzałem zamknę oczy

niedziela, 13 listopada 2011


Czasem wydaje się, że spada nam na głowę cały świat. Jedna chwila i nie wiemy co robić. Nasze życie przypomina walące się World Trade Center.
Nienawidzę tego ucisku w mostku i braku oddechu. Bólu wypełniającego płuca. Strach sprawia, że w żyłach czuje się jakby kryształki lodu. Zatory przerażenia. Powoli przesuwają się po układzie krwionośnym… a gdy dotrą do serca/mózgu – nie ma ratunku. Pozostaje czekać na śmierć w męczarniach.
Tylko, że upragniona śmierć nie nadchodzi. Żyjemy mimo wszystko. Dorosłe życie powoli uczy nas, że nie ważne jak jest źle – musimy żyć. Musimy się męczyć. Kochamy ludzi, którzy mają nas gdzieś; milczymy, gdy naprawdę potrzebujemy wsparcia; krzyczymy, gdy oczekują od nas spokoju i ciszy. Człowiek nigdy nie nauczy się postępować rozważnie. Nigdy nie ucieknie od zwyczajnych problemów.

Właściwie co pozostaje nam obrać za sens naszej egzystencji? Naukę sztuki cierpienia?

wtorek, 25 października 2011

Hej, Muzo! już w śmietnikach grzebiesz
resztki wyjadając chorej wyobraźni.
Wpadnij na herbatę,
pogadamy, strzelimy setkę

 jak za starych dobrych.
Hej, Muzo! jak masz na imię?
Melpomene? Wątpię. Ze mnie Horacy
jak ta mandolina z koziej... skóry.
Poetów maści różnorakiej karmisz swą urodą,
a przy mnie zmarszczki masz...
Muzo?

niedziela, 23 października 2011

Każdej nocy rozjaśniana
Ewy twarz, księżyca blaskiem
migotliwie poganiana,
opętana elfim tańcem.
Na mchu lekkie rodzi ślady,
kątem oka iskry sypie...
chłopca nęcą jej powaby,
ona zwiedzie, potem zniknie...

środa, 19 października 2011

Pomarańczowy liść zatoczył spiralę przecinając drogę.
- Dokąd my właściwie idziemy?
- Nie gadaj tylko maszeruj.
- No dobra, ale jednak chciałabym dowiedzieć się czy mam przygotować psychicznie mój umysł na to, co przyniesie koniec tej ścieżki. Milczysz jak nagrobek... o co, do cholery, chodzi?! W co ty mnie pakujesz?
- Czy zawsze musi chodzić o ciebie? Może, ten jeden, jedyny raz, chodzi o mnie? Nie pomyślałaś o tym?
- Rany, człowieku, nie bulwersuj się tak.
- Nie mów mi co mam robić. Dlaczego zawsze tak się starasz, co? Dlaczego nie odpuścisz, nie powiesz mi czegoś w stylu "wynoś się z mojego życia, nie chcę cię znać"? Nienawidzę cię za to. Mogłaś pozwolić mi iść samemu...
-Ale przecież...
-Wiem! Wiem, że prosiłem, byś ze mną poszła. Mogłaś odmówić. Mogłaś mi w końcu powiedzieć coś, co skłoniłoby mnie do pracy nad sobą. Jesteś pierdoloną Matką Teresą. Pieprzoną dziwką, która zawsze wie co jest dla mnie najlepsze. Robisz wszystko co chcę, nie ważne jak idiotyczne może się to wydawać. Jestem facetem, nie Twoim pierdolonym, rozpieszczonym bachorem!

wtorek, 18 października 2011

Kolejny słomiany plan

Kolejny raz staram zmusić się do zaczęcia czegoś, co nie znudzi mi się po dwóch tygodniach. Oby to było właśnie to, kawałek internetu, tylko dla moich wzburzonych - niekoniecznie mądrych i nie zawsze odpowiednio ubranych w słowa - myśli.